Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/410

Ta strona została przepisana.

łykali niespokojnie jakieś milczące postanowienia, trąc ze zdenerwowanych dłoni czarne wałeczki potu na podłogę...
Czekał tu także na Maryśkę Ramkie, lecz o dziwo, nie sam, ale z Kałuckim.
— A cóż pan tu robi, panie Kałucki?
— Czemś trzeba żyć, czemś koniecznie, chociażby polityką, — zachrypiał w odpowiedzi. — Patrzę, jak się Polskę robi i czekam na protekcję.
— No to będziemy razem czekać...
W wielkiej sali za szklanemi drzwiami odbywało się posiedzenie sejmowe... Jakiś ksiądz, czerwony, jak piwonja starał się przekrzyczeć wrzaski całej zgraji posłów. Sala tonęła pół na pół w mroku, tak, że przez szyby nie można było rozpoznać poszczególnych postaci. Zlewały się one w jedno szare gorączkowe drżenie mankietów, ramion, pleców, torsów. Ponad nimi zaś, niby puste pęcherze, to w tym, to w tamtym kierunku, przepływały, nabrzmiałe mętnym połyskiem, głowy posłów...
— To się nigdy nie skończy, — zwróciła się Maryśka do Ciąglewicza, — kiedyż pan dojdzie do swego dygnitarza, z moją trafiką?...
— Ale skończy się, — uspakajał ją Kałucki — wnet się skończy. Niech się pani nie boi... już się żrą o rezolucję... Zobaczycie państwo, gdy będzie się zbliżać głosowanie... Nadzwyczajny widok... Słyszy pani?...
Z dalekich kątów sali, niczem rozdzierająca się chmura, walił ostry ryk, godząc impetem ku ławom, wprost prezydjum. Siedziało tu kilkunastu zwiędłych i uśmiechniętych staruszków.
— O teraz się kończy, ucieszył się zjadliwie Kałucki, — już ja to znam!... Jak się ma stać coś decydującego, — wtedy stare wirylisty nie mogą wytrzymać ze zdenerwowania i sznureczkiem idą siusiu... Ile to się te nerki napracują przy tych uchwałach narodowych!,..
Pokazywał bezczelnie palcem, przechodzących...
— Widzi pani, ten stary cybuszek z pianki?... To Tarnowski... A to jajko przekłute, świszczące, z tymi szarymi odgniotami, jakby mu się brudna słomka do skorupy po — przylepiała?... To Jaworski... A ten rekin czarnooki?... To Abrahamowicz...