Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/415

Ta strona została przepisana.

Chyba już teraz można z tobą o Smolarskim mówić całkiem swobodnie?...
— Och... — Najzupełniej...
— Otóż, proszę cię, Smolarski miał rację... Ja sobie też w pewnej chwili mego życia powiedziałam, że nie jestem winna!... Oczywiście, że taką rzecz trzeba okupić.. Ale teraz, — co za ulga!! Jakie zdrowie w tych obitych bokach!... I teraz już wszystko może ze mnie być... Nic mnie nie może złamać...
Musiały przerwać tę serdeczną gawędę, gdyż generał opowiadał coś ważnego, z czego, jak to czuli wszyscy, toast uroczysty wyniknie...
Opowiadał mianowicie historję, która może się wydaje unzulässig i schoking, — a jednak... Jako żołnierz i patryota nie mógł tej sprawy pominąć... A mianowicie, skoro wszyscy narzekają, — czy wojna jest szkodliwa, czy też przeciwnie, — może jest ona błogosławieństwem kraju i ludzi?... Najlepiej, — przykład z praktyki...
Generał z klubowym rozmachem trzasnął językiem o podniebienie: Wojna podnosi sfery i daje ludziom się wybić... Kto nie ma dziś „pieniądze“?! Każdy ma!... Kto niema dziś stanowisko?! Każdy ma! Każdy się wybija!...
Generał sam znał tu w Krakowie „frisches Mader!“... Zwykłą służącą... Nie mówi się kto... Ona w przeciągu, trochę więcej, niż rok, — jest już dama... Podczas oblężenia, — pokoje umeblowane dla panów oficerów... W przeciągu, trochę więcej, niż rok, — ona już jest dama... Dziś, — tu zwrócił się pojednawczo do wdowy, — dziś ma pension de familie, gdzie stoją pierwsze osoby... Dziś jest eine bübsche Erscheinung, ożeniona z mężem, pani profesorowa... I tak jest wszędzie z całą Polską... Czy pani, — zwrócił się do Maryśki, — mogłaby kiedyindziej tak spokojnie siedzieć, tak pięknie ubrana!...
Dlatego generał, szanując przekonania wszystkich, wniósł na ręce zielonej wdowy, tak zasłużonej przy wdowach i sierotach, — mały toast na cześć wielkiej wojny.
— A krzyczeć można, — dodał, marszcząc czerwoną i jak zbity befsztyk popękaną twarz, — na zdar, czy jak kto chce!...
Dopiero po odejściu wdowy rozpętała się zabawa na dobre. Przyłączyło się jeszcze cale towarzystwo jakichś obcych ludzi. Kałucki chciał śpiewać, ale mu się głos z gardła wydobyć nie chciał... Płakał więc na kamizelkę Ciąglewicza