Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/416

Ta strona została przepisana.

i odgrażał się, że mu nic nie pozostało, jak tylko wózek kupić i śliwki w nim rozwozić...
— Co też pan wygaduje, droga malmazjo?!
— Mówię pani. — Z oczu kapały rzeczywiste łzy. Wychylił głowę z kapralskiego kołnierza, jak z obroży: — Bo na co to wszystko? Żebym przynajmniej wiedział, na co człowiek stracił głos, siebie całego stracił?!... Wszystką radość... I niczego się doczekać nie może! Nie tak się dawniej śpiewało! Nie tak się żyło! Tylkośmy tak zżołdaczeli, że ludzie nawet już nie widzą i nie rozumieją wdzięku wspominania...
Znów przysiadł się do nich Ciąglewicz, potwierdzając skinieniem głowy, ostatnie słowa profesora.
— Czy ja nie wołałem siedzieć z wami, — chlipał Kałucki, — tak jak, kiedyś, kiedyś... Czy pani pamięta, — wtedy, tuż przed wybuchem?... Ten idjota, generał wznosi toast na cześć wojny!... Czy ja nie wołałem siedzieć z wami pod Czarnym Osłem?!... Słuchać improwizacji tego warjata Zatorskiego?!... Jak to on nam wtedy „tradował“?...
Ciąglewicz, który miał uniwersytecką pamięć, przypominał sobie bieg tej dyskusji doskonale. Przerabiając subtelnie palcami w pasmach swych włosów, — streścił owo przemówienie Zatorskiego, wychodzące mniej więcej z wichrowatej zasady, — że niby „słońce, krew i łzy”. Coś w tym duchu...
Musiało być bardzo późno, bowiem światła pogasły. Dla zwykłej publiczności lokal był już zamknięty. Wielka sala grążyła się w pomroku. Tylko jeszcze po bokach błyszczały oświetlone ściany skrzydłowych ubikacji. Jakgdyby mroczna przestrzeń, w której siedziało całe towarzystwo miała sztywne, złociste skrzydła...
Generałowi zachciało się muzyki... — Grać, śpiewać, proszę, — a potem będziemy tańczyć... Kałucki sam śpiewać nie mógł, ale jego uczennica...
Wyprowadzili ją we dwuch, z Ramkiem, na ciemną estradę.
— Będzie, — modlitwa świętej Elżbiety z Tannhausera, — objaśniał Kałucki, — zaraz to państwo usłyszycie... A ty, Janinko, trzymaj się!
— Te białe róże znaczą, — szeptał demonicznie do ucha Maryśki Ciąglewicz, — że to, co było, jest bezpowrotnie skończone...
Umilkli, bo zaczął się śpiew. Niesforne fale twardego