Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/42

Ta strona została przepisana.

ryśka. Zdzich wziął się aż pod boki z zadowolenia i na palcach podszedł do żony.
Patrzył długo na jej twarz ociężałą od snu, pokrytą cieniem... Trudnoby powiedzieć, że zdawał sobie jakąkolwiek sprawę z tych rysów. To, że miała ładnie wygięte brwi, zadarty nos, kaszkę pod lewą powieką, blade usta, trochę spiczastą brodę — to przecież nic nie znaczyło...
Ale dwie, drobne żyłki, małym zgiętym kłopotem siności, przecinające skroń, lekki puch, który okrywał górną wargę, mała blizna u wierzchu czoła — (widzisz wyjmowali mnie szczypcami, tak bardzo nie chciałam przyjść na świat — wiedziałam co mnie czeka) — ale cały szereg nieuchwytnych drobiazgów sprawiał, że mogłyby się burze zmagać i światy do góry nogami wywracać: — Zdzichby wciąż pamiętał o sinym kłopocie, załamanym na skroni, bliźnie u wierzchu czoła i brunatnej kaszce pod lewą powieką...
Przez miękką falę koszuli i białej spódnicy rysowało się ciało żonine ciepłymi łukami powabu. Pełne, smagłe ramiona, połyskujące z koronkowych obłąków, sprawiały, że przecież powinienby krzyczeć z radości...
Zupełnie też nic w siebie nie wmawiał, czując, że widok jej piersi, odznaczonych na płótnie koszuli dwoma półksiężycami cienia, — rozrzewnia go.
Zaciśnięty pasek spódnicy nie przecinał zwięzłego brzucha, tylko zbierał jego wypukłość w jędrną formę zdrowego owocu.
Jedna noga zwieszała się na stopień krzesła, bosą stopą ciężąc na podłodze, druga w rozsznurowanym pantoflu opierała się na stopniu.
Zdzich odszedł na palcach do sypialni. Wpadał tam teraz blask księżyca, wysuwając na środek mrocznego pokoju dwa małżeńskie łóżka... Nie dorobili się jeszcze materaców, ani łóżek ze złotemi kulkami, na biało lakierowanych pałąkach.
Ale chełpliwa młodość przypominała mu, ile szczęścia, — jakie orgie słodyczy i wesołości przeżyli na tych słomą szeleszczących siennikach.
Felek spał pod ścianą, w swem łóżeczku. Obok, na krześle poukładane miał rzeczy, spodnie, nie wiele dłuższe od mankietów, skarpetki, a na oparciu drewniane kółko. Małą jego rękę, wysuniętą poza siatkę łóżeczka, niby z głębokiej topieli, — osrebrzał księżyc.