Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/52

Ta strona została przepisana.

rów. Zresztą tłum był tak gęsty, że wciąż zderzała się z kimś. Tak dużo było ludzi, urzędników, żołnierzy, tyle pośpiechu i krzyku!...
Żołnierze przechodzili w prawo i w lewo, trzeszcząc butami po piasku, z plecakami, niby ogromne narośle, piętrzącymi się powyżej karku.
Działo się tyle rzeczy, że nagle wniknęły wszystkie naraz w zdumione oczy Maryśki. Wniknęły wszystkie naraz i opadła ze wszystkich sił... Tyle wszędzie drżało serca, tyle się słów nie kończyło... Tu żegnał się ktoś z kimś, tam się sypały kwiaty, ówdzie dwoje ludzi, żołnierz i dziewczyna — całowali medaljonik.
Tyle się słów nie kończyło, wzrok tak błądził... Tam sypali kawalerzystom coś do kieszeni od portek, a dalej żołnierz pił od kogoś z kubka jakiś napój, — ach tak pił, z przymkniętymi oczyma za całe lato, za wszystek upał... Tu siedział mały artylerzysta w borowinowej bluzie, na skrzyni i skubał jakiś sznurek na — wróci, nie wróci, — kocha nie kocha...
Tyle wszędzie drżało serca, oczy się tak gubiły w natłoku...
Z uchylonych drzwi wyciskał się oddział piechoty, dwójkami. Ze wszystkich drzwi szły te dwójki szarych żołnierzy o cynobronowych z natężenia twarzach. Szli zgięci, jakby pod brzemieniem ciężkich grzechów...
Tłum wołał do nich. Żandarmi zapchali wszystko w kąt, ale się zaraz ciemno-zielona tama mundurów żandarmskich rozprysła.
Znów wjechały, sinym błyskiem szmelcowane maszyny, spocone od trudu i gorąca... Z wszystkich walców, szczelin i okrągłości, z przebiegłej plątaniny mosiężnych rurek tryskała para gorąca.
Nowy pociąg sapał na szynach. Znów wchodzili oficerowie, trzaskały drzwi pustych wagonów.
Tylko Zdzicha tu już nie było, — na pewno...
Żołnierze siadali w wagonach, układając się na ławkach z łomotem, niby kupy kamieni.
Maryśkę zdjęło wielkie osłupienie. Zapatrzyła się bezmyślnie w dal na blaszane, połyskliwe dachy dalekich domów. Coś się ścinało wzajem na tych płaszczyznach, odrażająco lśniących w słońcu — jakaś ślizka sztywność prężyła się bezlikiem tak twardych załomów!...