Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/53

Ta strona została przepisana.

Ciąglewicz ujął ją pod łokieć, by wyprowadzić z dworca. Starał się tak pokierować, by nie potrzebowali przechodzić koło stacji Czerwonego Krzyża. Wiał stamtąd silny zapach karbolu. W głębi, niby grządki ziemi stały nosze, nakryte szarymi kocami...
Dopiero po wyjściu z dworca, gdy Maryśka znalazła się na wolnej przestrzeni, przerżniętej szerokiemi promieniami słońca, zrozumiała co się stało...
Trzeba tego wszystkiego jak najwięcej zapamiętać, jak najwięcej pożegnania zapamiętać...
Wydostali się na planty. Koło teatru było pusto i dość cicho. Wydęte brzuchy, poślinionej gęsto szkłem budowli, błyszczały, jak osmarowane tłuszczem. Obok mienił się w niebieskich tleniach jasności ciemno bronzowy kościół świętego Krzyża. Maryśka przypomniała sobie, że całe jego sklepienie trzyma jeden filar. Tak, jak całe jej życie, wznosi się teraz na jednym słupie bezbrzeżnego smutku...
Postanowiła być wierzącą...
W kącie szerokiego placu, pod wyżółkłą ścianą starych rozpartych domów, widniał jak bujna plama, — stolik narodowej kwesty. Siedziały przy nim panie w białych bluzkach.
Smolarskiego wzruszył ten widok. Pod starym, wilgotnym murem, pod opieką krzywych, ciemnych okien, zbiera się Polska... Właśnie wiejskie baby w krasnych spódnicach, czepcach, nakrapiane wszystkimi kolorami, niby białe indyczki, podeszły tam...
— Czy wie pani, co się tam kupuje, co się tam sprzedaje? — spytał Smolarski. — Na co zbierają pieniądze?
— Nic nie wiem — odpowiedziała Maryśka. — Wiedziała, że się w kilku ostatnich dniach pootwierały różne cele ogólne...
Te panie zbierają na walkę z Rosją. Jakieś cząstki tej krzątaniny należą już do Zdzicha...
Wzruszyła ramionami: To taka pociecha, jak o pozagrobowym życiu! A zresztą, skąd ja wiem, że Zdzich będzie walczyć z Rosjanami?! Nawet tego nie wiem!... Może z Serbami?...
Weszli w ulicę Florjańską. Tłum przeciągał tędy ku Rynkowi. Rodziny chłopskie, podmiejskie, robotnicze szły środkiem gościńca z tobołami, zajdami, z dziwnem, podróżnem jedzeniem, z którego mleko, lub serwatka ściekała bia-