Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/54

Ta strona została przepisana.

łą kroplą. Kobiety uczepione do mężczyzn, zaglądające im w oczy,.. Dzieci rozprószone powszędy...
Maryśka zatrzymała się przed szybą jakiejś wielkiej masarni, by sobie poprawić włosy, otrzeć twarz i ochłonąć.
Ciąglewicz usunął się dyskretnie, Smolarski wyszedł aż na skraj chodnika. Żal mu było Marji, Zdzicha, ludzi i wszystkiego, mimo wielkie nadzieje, jakie łączył z wynikiem wojny. Może nawet trochę żal własnej pracy.. Cóż teraz zostanie z nauczycielskich związków szkoły ludowej — z całej tej krzątaniny po kraju biednym, wśród ciemnych ludzi?...
Patrzył ze szczerą miłością na lud wypełniający hałasem starą ulicę, od wież kościoła Marjackiego, aż po Florjańską bramę. Wieże widać było przez słońce, niby przez welon srebrzysty, lekkie, zda się z prochu i z pyłu utkane, wbite w przestrzeń tak poprostu... Na drugim końcu ulicy w czerwonej czapie starych dachówek, z zielonym guzem u szczytu, błyszczała wieża Florjańska jak srebrny zrąb, przebity ametystowym cieniem św. Florjana, ulatującego wiecznie z siwych kamieni... Jedna strona ulicy obrzucona była tysiącem błysków, druga tonęła w parnych mrokach upału. Stare, ściosane pochyło szkarpy domów zdawały się łagodnie łączyć budowle z ziemią, łukiem mądrej, wytrawnej cierpliwości. I tak, — z pod bramy ciemnej, niby w kamienną dzierżę, sypał się tłum w ulicę.
Nagle z kościoła Marjackiego zerwały się hejnały, w kilka trąbek, całym akordem. Było to tak cudne, tyle miało brzmienia, jakby się życie światła nietylko światłem objawiało, lecz głosem... Ten głos rozpylał się wśród jasności, czysty, wyraźny, tak dotykalny, że zda się można go było złapać, z murów zgarnąć i w ręce zatrzymać...
— Żeby się pani troszeczkę pośpieszyła — rzekł Smolarski — tobyśmy zobaczyli jeszcze... Dziś odchodzi krakowski pułk na wojnę. Teraz pewno stoją jeszcze na rynku...
— Śpieszę się, niech mi pan wierzy, śpieszę się — odpowiedziała Maryśka, z mocnem postanowieniem, że ani jednej szpilki prędzej nie wepnie, bo do czegóż będzie się śpieszyć?..
Musiała była wyszukać sobie w szybie jakieś miejsce dość wolne od kiełbas i szynek, w któremby można się było zobaczyć. Nareszcie znalazła je między żółtą tonzurą pasztetowej kiszki a cienkiemi gruzłami kabanosów. Rumiane pan-