Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/55

Ta strona została przepisana.

ny w białych kitlach i rzesza interesantów dreptających na miejscu nie mąciły jej odbicia.
Przedewszystkiem pochowała roztrzepane kosmyki włosów i pudrowanym papierkiem przetarła policzki.
Biały rękaw panny sklepowej przeciął twarz Maryśki w odbiciu. Usunęła się w bok nieco, by skończyć z kapeluszem i z woalką. Mój Boże, ile śmiechu i radości drżało pod tą tkaniną, jeszcze tak niedawno!... Miała ją pod Czarnym Osłem. Tak samo ten fioletowy kostjum, który teraz zostanie głęboko, głęboko schowany w naftalinie, — aż do powrotu Zdzicha...
Tak postanowiła i zaraz w duszy ślubowała...
Gdy uniosła ręce do góry, aby ostatecznie uwiązać woalkę na giętkiem rondzie kapelusza, wypadło, że trójkąt jej ramienia zamykał w odbiciu głowę Ciąglewicza. Wyglądał ku niej z otoczy jej fioletowego rękawa rumiany i przystojny w białym, układnym kapelusiku, jak ci panowie, co idą w żurnalu mód po schodkach, a za nimi widać prążki niebieskiego lustra i lakierowane powietrze.
Nagle zjawiła się pod słoikami z musztardą twarz Smolarskiego. Chciał to koniecznie pokazać Maryśce, — coś takiego, od czego można odpocząć i trochę własnej krzywdy zapomnieć...
— Niech pani patrzy jakie wspaniałe czasy! Pani go zna! Tam idzie Sieroszewski! Słowo daję, zwarjował stary apostoł! — Świat do góry nogami zaczyna chodzić!
Istotnie, z głębi sinego mroku Florjańskiej bramy, — szedł mały, wartki człowieczek, w niebieskim płóciennym mundurze, z czapką na czubku siwej głowy. Słońce łamało się w szkłach, które miał na nosie, zakrywając oczy rozeżglonemi płytkami blasku. Na ramieniu niósł duży, ciężki gwer.
Obok niego wyższy o dwie głowy, dwa razy dłuższym krokiem szedł Zatorski. W mundurze ubyło mu lat. Zdał się chłopcem dziewiętnastoletnim, bujnym, któremu już zarost czarnemi kępkami hasa po policzkach. Na widok znajomych, twarz jego oblekła się ledwo widocznym rumieńcem, a czarne oczy zalśniły. Uśmiechnął się, krzyknął — literatura na kołku!... — i wyciągnął ku nim rękę pożegnalnie...
Zrobił to trochę patetycznie, tak, jakby oni stali za nieprzebytą przegrodą, a on w ryzach ogromnego pochodu, jakby wędrował zdaleka i Bóg wie dokąd...