Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/56

Ta strona została przepisana.

— Zatorski! Zatorski! — wołał ku niemu Smolarski, podczas gdy Ciąglewicz uśmiechał się pobłażliwie.
Zatorski raz jeszcze potrząsnął ramieniem, które strzępkiem niebieskim zarysowało się na tle sypkiej od mglistych światłości, wieży Marjackiej.
— Pani Marjo, istotnie warto zobaczyć, — rzekł Ciąglewicz. To nieomal dokument i kawałek historji, zamkniętej w pewnej formie... Wzruszył ramionami: Nasze niepoprawne „z motyką na słońce“... Ale to ładne jest. — Dokument.
— Zaraz będę patrzeć. — Ale nie odwróciła się, od szyby, przejęta niewytłumaczonym gniewem. Dlatego, że Zdzicha zabrali, a tamci sobie sami orzełki zawieszają na czapkach, to Zdzich nie biedny i nie żal go... A tamci, — aż dokument...
— No i proszę — lepił odbitą śliną Smolarski — Sieroszewski, sam Sieroszewski... — Nie mógł nic więcej powiedzieć, robiąc trójkątnemi powiekami w górę i w dół, jak dławiąca się w powietrzu ryba...
— Dwa pokolenia, — zauważył Ciąglewicz i obydwóm czegoś brak... — Myślał, że brak im zimnego, konstytucyjnego rozsądku, który zastępują egzaltacją. Czy nie jest egzaltacją ubrać się w mundur, przez nikogo nie nadany?... Czy nie jest egzaltacją to bratanie się sławnego autora z młodzikiem?!...
Zaś Maryśka rzuciła się na Smolarskiego: No i co?! Taki sam, jak Sieroszewski występuje naprzykład, jako ostatni żołnierz w „Warszawiance“, no i co z tego?... Można oglądać za parę szóstek!...
Dopiero, gdy jej Smolarski powiedział, że Sieroszewski ma żonę i trzech chłopców, zmiękło jej serce. Zresztą przypomniawszy sobie, że w powieściach swych, o ile mogła sądzić, był „za małżeństwem“ — przebaczyła mu...
Znów hejnały popłynęły z Marjackiego kościoła, takie zebrane w sobie, stopione, jakby się każda wieżyczka w pierścieniu, pod szczytem wielkiej wieżycy, odzywała własnym głosem. Zdawało się, że się modli samo słoneczne powietrze letniego dnia...
Z Rynku szedł rozgłośny hałas tłumów. Od Sukiennic po ulicę Sienną kotłowało się w słońcu morze głów. Oblepione niemi były schody pomnika Mickiewicza, wysokie gzymsy sklepów, latarnie. Jak dorodne jabłka różowiły się twarze malców w okrągłych czubach akacji.
Wzdłuż linji A — B na gościńcu, podobne do wielkich