Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/67

Ta strona została przepisana.

Feluś rozłożył ręce i z szaloną radością popatrzył na matkę. Zrozumiała, że myśli, iż to Zdzich siedzi przy biurku.
Ciąglewicz odwrócił się, Feluś osłupiał i zbladł...
Maryśka zmięszała się.
Ciąglewicz wstał, ucałował jej ręce i wziął na ramię Felusia. Chłopiec wysunął niechętnie twarz z pod pocałunków obcego pana.
— Ten skrypt — rzekł Ciąglewicz, aby przecież coś powiedzieć — ten skrypt Zdzicha nie jest skończony... I wogóle, proszę pani, jest tu wiele ciekawych notat, materjałów, projektów, które należałoby tylko wykończyć. Jaka szkoda...
Nie wiedziała co odpowiedzieć.
— Ewentualnie, gdyby pani miała jakiś kłopot, czy to z rozsegregowaniem tych papierów, czy z ich przechowaniem...
Skinęła głową...
Gdy tylko Ciąglewicz wyszedł, spytał Feluś, kto jest ten pan:
— Jest to kolega i przyjaciel Zdzicha, pan Franciszek Ciąglewicz.
Potem poszli myć ręce, — masz Felusiu takie brudne, popatrz tylko!..
Myła mu te ręce malutkie, śliskie, pulchne... Mogłaby tak je myć bez końca, chlapiąc się w wodzie, pod tęczowym pryzmatem słońca, na ścianie fajansowej miednicy... Takby było najlepiej...
Potem zjedli obiad we dwoje. Nastusi jak nie było, tak nie było.
— Smakuje ci Felusiu?
— Smakuje.
Gdy przyniosła kompot, zaczął się łyżeczką uderzać po głowie, z radości mrużyć oczy, jak ona je mrużyła, gdy chciała ucieszyć Zdzicha...
Po obiedzie, Feluś zasunął się w głąb krzesła i rzekł po długim namyśle: Teraz jest wszystko moje... — Moje i twoje...
— Dlaczego?
— Bo Zdzicha już niema. — Wiesz gdzie ja teraz będę spać?...
— No gdzie?
— Na łóżku Zdzicha...
— Co ty mówisz?
— A wiesz kto teraz będzie zegar nakręcać?