Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/72

Ta strona została przepisana.

scy tu pracują bezpłatnie. Nie tak sprawa wygląda, gdy za pieniądze! Maryśka kiedyś pracowała za pieniądze — hoho...
Ani jedne drzwi nie zamykały się ani na chwilę. Różni ludzie przynosili coś ciągle, znosili Bóg wie co. Pierścionki, kosztowności do skarbu... Z któregoś pokoju dolatywał wciąż śliczny szczebiot złota...
Drudzy pakiety z bielizną, z wełnianemi przyborami, inni jakieś koce, ubrania, rzeczy... A czasem baby, — całe sztuki płótna, z skromnym posianiem spódnic na rozłożystych biodrach.
W trakcie tego urzędnicy odchodzili od biurek i rozmawiali w kątach z tajemniczemi minami.
To znów chłopcy z drukarni taszczyli paki zadrukowanych świstków, podobno odezwy.
— Dawać te „drożdże agitacyjne“ dawać tu, — odezwał się ktoś dowcipny.
Mówiono ciągle o granicy, o zwalonym słupie, że się go przewiezie do muzeum narodowego, o jakimś patrolu polskim... Maryśka nic z tego nie rozumiała tembardziej, że operowano całą masą pseudonimów z powieści sławnych, z Trylogji, z Popiołów Żeromskiego, albo z wierszy i poematów romantycznych, których nie czytała od czasów gimnazjalnych.
Nareszcie stało się coś bardziej zajmującego. Wszedł stary Polonus i huczał ochrypłym głosem i jeremiadę zawodził, że oto Bóg go pokarał, nie dał syna lecz córkę...
— Gdzie macie wasz Czerwony Krzy, abym oddał tę ostatnią podporę mej starości, — skoro sam już niezdatny...
Wystraszone, zawiędłe chucherko w śmiesznym koszyczku na małej, wyleniałej głowie, wysunęło się z pod jego ramienia, że jest do wzięcia do tego Czerwonego Krzyża — szarpie rwać...
— Szarpie rwać, szarpie rwać! — skrzeczał staruszek.
Ale roztrącił ich młody, zadyszany chłopak, boso w koszuli rozchełstanej na piersi, w bluzce łatanej, z rękami złotym, młodziuśkim okrytemi puchem:
— Zapiszcie mnie! My tam już wiemy w Królestwie, my tam już wiemy!...
Wzięli go między siebie funkcjonarjusze i uprowadzili ze srogiemi minami, a stary z córką został na środku biura i dreptał w miejscu niecierpliwie...
Potem znów byłoby ciszej, gdyby się nie wsypało poła-