Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/73

Ta strona została przepisana.

manę, pokruszone towarzystwo starych emerytów aktorów. Szukali tu biur wojskowych polskich, by się zameldować. W imieniu wszystkich przemawiał jeden, mały, nerwowy, siwy: Zameldować się przyszliśmy na służbę. Ojczyzna sama oceni, czy my do pola, czy do pomocy!...
Ciągle tu coś wybuchało, ciągle jakieś uniesienie tłukło się w grupach ludzi. Zaś wszyscy się martwili, że nie ma armat, nie ma artylerji! Ach gdyby była artylerja! — Ale bez armat, bez armat!...
Od tego ruchu, od tych porywów przyjemnych, serdecznych zapadła Maryśka w błogie odrętwienie. Tak jakby miała katar wiosenny... Oddychając ustami, usypiała się szmerem własnego oddechu.
Ktoś przyniósł cały worek świeżo wybitych orzełków, takich jakie strzelcy noszą na czapkach. Poczęto grzebać w tem. Orzełki sypały się urzędnikom przez palce, jak zasuszone białe chrząszszcze, z miłym zgrzytem.
Maryśce przypomniał się czas dawnych egzaminów, gdy tak samo mnóstwa nazwisk przelatywały jej rojem przez myśl, mnóstwo nazwisk wzniosłych, oderwanych, nudnych.
— Ale też ten — Zdzich! Dlaczegóż nic jej nie powiedział, że to tak daleko zaszło już pod względem tych organizacji i brewerji... I swoją drogą — postanowiła — miał rację... Wolę moje gospodarstwo, z mojem dzieckiem, niż to wszystko...
Bo się to snuło tu, jakby z wypisów, żołnierze, ofiarnicy, wdowie grosze, braterstwa, poświęcenia, przyjaźnie...
A powtarzali przytem wciąż nazwisko Piłsudski. Wiedziała, że jest wygnańcem, socjalistą, że miał odczyty dla młodzieży i grał czasem w szachy, w Esplanadzie, ubrany w szary mundur.
Już w końcu miała wyjść, gdy weszła pani Zatorska z trzema chłopakami, przyczepionymi do jej rąk.
Maryśka dała znak, lecz Zatorska nie dostrzegła jej pod ścianą i przeszła mimo, malutka, biedna, w czarnych fałdach, z wyniosłym, jakby ostentacyjnie niesionym żywotem ciąży, tak podobna do tej jakiejś niewiasty Grottgera, nawet pachnąca, zda się, tym samym starym kurzem poświęcenia i pielgrzymki...
— Co pani tu robi pani Konstancjo! Pani Konstancjo! Zatorska nie usłyszała, ale chłopcy, wszyscy trzej naraz od-