Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/78

Ta strona została przepisana.

nina znaleźć panią i jakby coś z tego, — więc niby towarzyszyć...
Ach, on się nigdy nie zmieni... Zawsze w tych spodniach stalowych, które nie pamiętają żelazka, z tłustymi rękawami na chudych łokciach, z brodą w szpic, z nosem w szpic, cały, jak trójkąt...
Cisnęli się zapchanym wejściem do środka. Maryśka wstrząsała ustawicznie swą puszką. Dawano jej ze wszystkich stron. Ze wszystkich stron przy jej skarbonce zbiegały się ręce męskie i kobiece. Jak różowe ptaki. Z głębi sal, dochodziła muzyka i trzask wielkich braw. Grano wciąż pieśni narodowe. Były to przeważnie hymny tryumfu, lub marsze. Całą salę wstrząsały dwa jakieś, proste akordy, po których stąpała huczna twarda melodja w górę, w dół, — w górę, w dół...
Wtedy wszyscy zrywali się z miejsc, a twarze ludzi okrąglały w zachwycie naiwnego osłupienia.
Weszła ze Smolarskim do środka kawiarni. Gorąco tu było i dymno. Ludzie starali się dojrzeć coś ważnego, co odbywało się w głębi... Na końcu sali przed orkiestrą, niby mała błyskawica, przelatywała w prawo i w lewo jasna klinga szabli, którą jakiś oficer dyrygował węgierskiego marsza.
A tamte wakacje, gdy padając z boku na bok chodził metronom, — skończyły się... Nowy czas mierzy się ostrym nożem... Maryśce zrobiło się nagle nieomal straszno...
— Czy pan co widzi, bo ja już nie wiem, gdzie idziemy, a gdzie wyjście?
Nareszcie wyszli. Maryśka z wielką ulgą odetchnęła świeżym powietrzem. Słońce już zachodziło. Musieli przeczekać, aż przemaszerują długie oddziały piechoty. Czerwony kurz wywracał się ogromnymi słupami nad gościńcem, ciemne drzewa i wielkie fasady klasztorów zdały się płynąć w sypkich obłokach kurzawy.
Wszystko płynie...
Nareszcie znaleźli się naprzeciw kawiarni Bizanca.
Przy którymś stoliku uwięził ktoś rękę Maryśki...
— To i pani zajmuje się sprawami społecznemi?
Był to jej doktór, akuszer. Siedział sam przy stoliku, z cieniutką słomką za ogromnym uchem. Maryśka była tak smutna, że wołała stać koło niego niż siedzieć, — jak mała dziewcznka koło kogoś o wiele starszego i mądrzejszego.