Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/9

Ta strona została skorygowana.

— Czy ty kochasz swoją mamusię, Felusiu? — Idąc pochyliła ku niemu twarz, by popatrzeć prosto, oczy w oczy.
Kiwnął potakująco głową, jak się kiwa z radości, przy legominie.
— Mamusia ci poprawi kołnierzyk. — Pochyliła się, aby mu przekręcić na środek białą krawatkę, przypiętą do wykładanego kołnierzyka a także z tą przekorną myślą, że na jej silnie odznaczoną w pochyleniu nogę, patrzy jakiś pan w tennisowym ubraniu...
Krawatka nie dała się poprawić. Trzeba było przykucnąć, zwłaszcza, że Feluś się niecierpliwił, wyciągając w górę szyję z pod gorących palców matczynych.
Idący z tyłu chart, mimo, że stanęli mu na drodze, nie zatrzymał się a dalej dążył prosto przed siebie. Zaś szedł tak cicho, że zajęta tą krawatką, nie zauważyła pani Marja, gdy zbliżył się do nich. Nagle owiał ją ciepły oddech, pachnący surowem mięsem...
— Fe! — Uniosła głowę, spotykając na wysokości swych ust spiczasty pysk psa i jego złote źrenice, wpatrzone z pobłażaniem w jej oczy...
— Obrzydliwy pies!!! — krzyknęła.
Zaś chart odskoczył gwałtownie i cicho w tył jednym susem, aż się oboje wzdrygnęli...
Otrzepała sobie z tego oddechu biały żabocik i poszli dalej. Tłomaczyła Felusiowi, że charty są głupie, podczas gdy inne psy są mądrzejsze, bo mają węch. Charty węchu nie mają, ale szybko gonią i duszą zające.
— Tak szybko, jak lokomotywa? — zapytał.
— Prawie tak, jak lokomotywa.
Puścił jej rękę i pobiegł, robiąc ramieniem, niby tłokiem parowozu. Hucząc głośno, zatrzymał się przed dużymi sztachetami.
— Czemu one otwarte, mamusiu, te parasole? — Wyciągnął rękę i malutkim tłustym palcem pokazał kilka czerwonych parasoli, pod którymi w ogrodzeniu restauracji poustawiane były stoliki.
Nie bez uczucia dumy spojrzała pani Marja na ogródek restauracyjny. Wyglądało tu tak, jak sobie zawsze wyobrażała życie na wielkim świecie... Tam, skąd przychodzą żurnale mód, gdzie panie piją czekoladę na różowych atłasowych kołdrach, w srebrnych filiżankach...
Ziemia była wysypana malutkim, białym żwirem. Stołki