Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/91

Ta strona została przepisana.

Ale o to, że żarłoczne prawo znów budzi się i nęci... Znów hałasują stare obowiązki, — tyleś już zrobił, tyleś już oddał, oddaj wszystko... Ale oto, że rodzi się znów cwał jakiejś wielkiej siły...
Zwracał się do Maryśki, tak, jakby ona właśnie mogła go zrozumieć najlepiej.
Twarz Karowskiego szeroka, otoczona siwymi włosami ukazywała się Maryśce to blisko, to daleko... To widać było dokładnie, gliniane cienie skóry, małe oczy wpadnięte głęboko i czarne usta, schowane w runie siwej brody, to znów oblicze mówiącego cofało się w głąb wieczoru, za mgły, ku murom miasta. I chodziło między nimi, jak ogromna zwalana ziemią bulwa...
— Pan mówi o wypłacie, o rozrachunkach — rzekł Ciąglewicz — i o wschodzie. Przeto pozwolę sobie nawiązać do pytania, które przed chwilą postawiła moja żona... Pan nam opowiedział, określił, jaki jest wschód... — A Zachód?...
— Nie znam Zachodu, zupełnie nie znam — odpowiedział spokojnie Karowski. — Przejeżdżałem, by się tu dostać dookoła świata... — Zapewne, — wszędzie uciskają człowieka...
Nagle pękła w nim ogromna tama, długo, pracowicie wstrzymywanych słów.. Policzyły się prędziutko skryte umowy z samym sobą... Żywy strach przed ostatnią ofiarą przeistoczył się w wołanie zuchwałe: — Ale wiem — wołał coraz głośniej, z coraz ostrzejszym świstem oddechu, — że ci ze wschodu obżarli się ziemi, a teraz muszą ją oddać! Że się opili krwi, a teraz ich ona rozdyma, póki nie pękną... Ale wiem, że taką ciężką krzywdą, że takim mongolskim systemem, że takim poniewieraniem człowieka... Dlatego my Polacy zrobimy wszystko, co jest, co będzie w naszej mocy...
Zatknęło go... Chwilę, poprzez łuk syna sprężony w powietrzu, patrzył bezmyślnie gdzieś daleko, jakby ku temu wschodowi...
— Dlatego nie będzie domu, nie będzie rzeczy, ani ofiary, ani poświęcenia, — tak jest, po dawnemu, tak jest...
Wołał tak głośno, że się wszyscy przestraszyli. Maryśka aż uniosła się na krześle, wpatrzona w Karowskiego...
Ciąglewicz nachylił się ku niej i szeptał ostrożnie, chcąc osłabić trochę cały efekt. — Kto tak, jak ten starzec całe życie prawie spędził na wygnaniu, na Syberji... Pani wie przecież...