Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/93

Ta strona została przepisana.

Na sinym niebie ukazywały się już poszczególne gwiazdy, jak srebrne krople.
— Każdy musi oddać wszystko, co ma — rzekł nagle, — każdy, wszystko, wszyscy...
Karowska nie dala mu skończyć: — Pani nam może być bardzo pomocna. A jeśli pani chodzi o Felusia... Mogłaby pani być całkiem spokojna. Nasz Adolf zajmie się chłopcem... I ten jedynak i ten jedynak...
Maryśka wzruszyła ramionami: — Jedynak w siódmej klasie gimnazjalnej i jedynak paroletni...
— To nic, to nic, — przeczyła Karowska. — Takie dzieci niosą w sobie jakiś odcień samotności, który je łączy.
Złożyło się, jakby ją teraz oboje prosili, czy namawiali, czy kusili... Karowski z jednej strony, Karowska z drugiej. — Byłżeby udział Maryśki w tem kwestowaniu tak nieodzownym?... Czy też była to chęć ulżenia słomianej wdowie?...
— Pani sama zobaczy... Nasz Adolf poświęca się botanice. Będą razem chodzić na wycieczki, a pani przez ten czas zajmie się trochę temi powszechnemi sprawami, do których brak teraz głowy, rąk, nóg, serca, wszystkiego — aż strach pomyśleć!...
Dzieci usłyszały, że o nich mowa. Adolf, odwrócony tyłem do werandy przytulił Magdusię, ptzerzuciwszy jej rękę przez ramię. Patrzyli na miasto, pokazując sobie coś cichutko w nieruchomem mrowisku świateł. Włosy dziewczynki, porywane lekkim wiatrem, dotykały Adolfa ciemnymi kosmykami.
Zwróciła ku niemu swój czysty profil, wyrysowany na tle nieba ciemno-bronzowym połyskiem. Pytała go o coś, lecz Adolf zamiast odpowiedzieć, nastraszył ją i począł gonić.
A potem łapał cicho, aby nie przeszkadzać starszym w rozmowie. Wówczas Magdusia, niczem ogromny motyl, znikała w granatowych ramionach jego gimnazjalnej bluzki.
— Nie skaczcie tak dzieci, — prosiła Ciąglewiczowa, okrywając się szalem.
Szedł chłód bardzo nieznaczny, ale tak zdradliwy. Korony drzew wpływały wolno w noc, szum liści zlepiał się w jeden miękki szelest.
Wszyscy ucichli... Maryśka piekącemi oczyma szukała jakichś zgubionych myśli w następującej nocy.
— Jest ciężko, bardzo ciężko — zaczął Karowski. Chciał