Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Życie Chopina.pdf/20

Ta strona została uwierzytelniona.
ŻELAZOWA WOLA

Zaczęło się dość dziwnie: pewnego jesiennego popołudnia przyjechał do Sochaczewa koleją człowiek, w którym od razu poznano Anglika. Po czym poznano, że to Anglik, nie wiadomo. Czy miał z sobą pled w kratkę, czy pachniał tytoniem angielskim, czy nic nie mówił, czy może miał za dobrze wyczyszczone trzewiki? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że domniemanym Anglikiem zaniepokoił się posterunek policji państwowej na kolejowym dworcu Sochaczewa.
I słusznie chyba! Bo co może robić w jesieni po południu w Sochaczewie człowiek wyglądający na Anglika?
Obcy przybysz nie zdradzał złych zamiarów, zdradzał jednak zamiary dość osobliwe. Rozejrzawszy się dookoła, jak zresztą każdy podróżnik przybywający nareszcie do miejsca przeznaczenia, zdjął nakrycie głowy i trzymając je w ręku ruszył w pewnym określonym kierunku.
Posterunek policji państwowej uznał, że Anglik, który maszeruje przez miasteczko i rozmokłe, jesienne pola z kapeluszem w ręku, nie może nie wzbudzać podejrzeń; zbliżył się tedy ów posterunek do wędrowca, zapytał, kim by był oraz co by zamierzał w tych stronach?