Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Życie Chopina.pdf/21

Ta strona została uwierzytelniona.

Obserwacja i intuicja nie zawiodły funkcjonariusza policji państwowej w Sochaczewie. Pielgrzym okazał się w samej rzeczy Anglikiem. Nikt nie dowiedział się nigdy z jakich to mianowicie słów czynnik miarodajny wywnioskował: czy stało się to dzięki istotnemu zrozumieniu wypowiedzianych przez obcego wyrazów, czy też właśnie dzięki niezrozumieniu mowy cudzoziemskiej.
Sprawę tę należy pozostawić tajnikom władzy, która jednak z tej odpowiedzi wywnioskowała, i tak zwierzchnictwu swemu meldowała, że obcy człowiek dąży w kierunku Żelazowej Woli i że czynność ta ma niejaki związek z Chopinem.
Czy słowo Chopin, użyte w tym spotkaniu, przyczyniło się do wyjaśnienia sprawy? Czy może właśnie ono napełniło niepokojem przedstawiciela władzy jako niezrozumiałe? Nie badajmy, skoro nie badał tego nawet sam mocodawca stróża porządku, to jest sochaczewski starosta.
Starosta sochaczewski otrzymawszy od podwładnego dokładny rysopis podróżnika i dowiedziawszy się, że Anglik zmierza przez rozmiękłe pola do Żelazowej Woli... Otóż to! Co w tej chwili uczynił starosta sochaczewski?
Znam tego wytrawnego dygnitarza. Przypuszczam, że z okien swego urzędu spojrzał na małe, niskie dachy miasteczka, na rozścielone za dachami szare, rozmokłe pola, następnie westchnął i rzekł: — Tego jeszcze brakowało.