Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Życie Chopina.pdf/25

Ta strona została uwierzytelniona.

siadaczem tej właśnie jedynej oficynki, która ocalała z wszystkich dawnych budowli pałacowych majątku Żelazowa Wola, a w której zmienną losów koleją w sto lat po rodzinie Chopinów zamieszkały kury, króliki i świnie.
Dzielny właściciel rodzinnego domku Chopina, gdy mu wytłumaczono... Ba, widzę go w tej chwili: siwa czupryna rozmierzwiona nad czołem, przeciętym pręgą czapki, którą człeczyna miętosi teraz w opiekłych dłoniach. Spod brwi krzaczastych kłują cieniutkim światłem siwe oczka, nie o wiele jaśniejsze od szorstkiego zarostu, co niby szron rozbłyska na zażywnych policzkach.
Dzielny właściciel, gdy mu wytłumaczono w jakich to godnych murach hoduje swoją trzódkę, odczuł serdecznie ich historyczną wartość, zaraz też słusznie wartość ową ocenił. Gdy mu władza zaofiarowała okrągłą sumkę za odstąpienie oficynki Chopina na własność narodu:
— Zawsze do usług — zawołał obywatel. I potrząsł czupryną i palcami grubymi zgrzytnął po swym zaroście i wymienił, dla podkreślenia ważności chwili, potężną sumę, za którą wielki majątek ziemski nabyć by można było.
Ucieszył się tak poważnej gotowości wielkorządca tamtejszych ziem, starosta sochaczewski. — Dziękuję bardzo — rzecze. — I już trzyma słuchawkę telefonu w ręku, ale jeszcze dodaje: — Masz pan słuszność. Bo cóż? Chociaż w murach tej oficynki wiatr gwizda i ziemi dokoła kawałeczek malutki, to jednak kawałeczek tej