Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Życie Chopina.pdf/30

Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz wielka nauka przyszła tutaj do głosu, nauka wielka o parkownictwie. Gdy nauka, to już ty sobie nie myśl, prosty widoku ziemi, że tyle w tobie sensu, ile właśnie widoku. I że to wam tak będzie wolno rosnąć bez głębszego znaczenia po swojemu, bzowemu, jaśminowemu od początku do końca krzewom, krzakom i drzewom. A trawom szumieć, bez myśli co szum znaczy i co musi wyrażać! A ścieżce spadać na dół, gdy górka na dół spada, wstępować zaś pod górę, kiedy się górka wznosi!
Gdy nauka, to wszystko rozumu tu nabierze, znaczenia podwójnego, potrójnego i już będzie wiedziało po najdalsze czasy, jak się ma zachowywać.
Więc pan profesor przepytał swoją wiedzą wszystko co tutaj rosło. Maki, bławatki, perz, kąkole, głóg, mietliczki, mlecz, szczaw, owsik, zbłąkane kłosy żyta. Nie! Nie nadało się to. Nadały się rośliny inne, rzadkie, uczone, które się na muzyce znają i umieją potrzebny hołd okazać. I drzewom przykazał pan profesor: które fanfarą dźwięczeć będą, a które marszem uroczystym mają wiać, a które mają milczeć, a które znowu służyć do pogłębienia perspektywy, aby się oku tutaj nie nudziło.
Gdy to sprawił, wytłumaczył co nieco jeszcze okolicznym pagórkom, przykazał, które będą malownicze, a które wcale nie; ścieżki opadające samowolnie od razu wziął w falbany z betonu i zabrał się do altan, które, jako z cementu, postawił już na wieki. Trudzili się, silili — fort zbudowali, który na moje oko, żołnierza