Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Życie Chopina.pdf/44

Ta strona została uwierzytelniona.

lium doktorowie osądzili, że już najmniejszego niebezpieczeństwa nie ma.

I jeszcze raz ostatnia wiadomość o krowie:

Krowa ma się bez porównania lepiej: już przyjmuje wizyty, a niedługo to może i sama oddawać będzie.

Czyż w tym widzeniu radosnym, bezlitosnym, w tym podpatrzeniu doskonałym wiele brakuje z klasycznej mądrości Szekspira, Balzaka, Mickiewicza?
Mógł sobie podpatrywać, bo na ziemską wysepkę Żelazowej Woli i Warszawy, i Polski z morza swych tonów się wyłaniał, bo nie tu, a tam kotwica jego zarzucona! Tam się utwierdzał w tajemnicy, a tu wszystko przenikał tylko, jak mu się podobało, szczerą, dziecinną, bezlitosną radością.
Taki to chłopiec osobliwy, a zarazem gwiazda muzyczna, trzebaż, żeby się uczyć zaczął porządnie. Więc oto gwiazda taka dostaje się w Warszawie — Ojczyzno moja, chyba ty jedna, splotem przypadków prostackich a czarownych, sztuki takiej dokonać mogłaś — panu preceptorowi fortepianu Wojciechowi Żywnemu.
Gwiazda w łapach niedźwiedzia!
Cóż za jeden ten niedźwiedź? Piszą o nim w historii muzyki, jakoby sławę swoją z tego jedynie brał, że Chopina gry fortepianowej uczył. Ja zaś powiedziałbym, że Wojciecha Żywnego sława zaszczytna pochodzi stąd, iż wcale Chopina nie uczył. Mógł uczyć, lecz nie uczył.