niem“, kluczach obrotowych, systemach Yale, Chubb i Bramah“.
Zawiłe rysunki i przekroje tych systemów dawały spłakanym oczom dyrektora błogi wypoczynek. Rozranione, bolesne myśli jęły się uspokajać, przekręcać i odkręcać jak rozumne sprężyny. Do serca spływać jęła potulna, błoga cisza. Kostryń omal nie wyskoczył z łóżka i nie zapisał w notesie pewnej myśli, która mu się objawiła przy lekturze.
Gdy oto pękły nagle wszystkie myślowe sprężyny!
Schował głowę pod kołdrę. Zakrył się ramionami czując w ustach takie samo milczenie przeraźliwe, jak wtedy, wtedy na placu nadkaspijskiej kopalni, gdy czarne pięści uniosły się nad nim niespodzianie...
Patrzył ze zgrozą, zjawiały się bez liku! Zaciskał powieki, otwierał, póki nagle milczeniem zeschniętych warg nie powiedział samemu sobie:
— Zredukować Szymczyka!!!!