niej niby na dowodnym świadku swych rozpędzonych myśli.
Rozstępować się jęło w sercu Knote jedno za drugim, krzywdy i zasługi, i nawet ten fakt straszny, iż parę godzin temu nie znalazła w przeklętych garnkach Mieniewskiego nic, prócz śmierdzącej mazi, którą zababrała sobie palce. I nawet ów fakt drugi, straszniejszy jeszcze, że tylko co w rozpaczy skłamała Kostryniowi wyznając, jakoby w garnkach znajdowały się ciężkie przyrządy wybuchowe.
Jęła się trząść, pobladła, czyż można powiedzieć, że służka kapitału, czarny charakter tylu kobiecych sprawek płciowych, że masażystka Knote płacze jak istota niewinna, czyli dziewica?! A jednak zapłakała głosikiem cienkim, aż dziw jak bardzo cienkim z tak dużych piersi.
Byłaby w nagłym zemdleniu padła, gdyby jej w porę nie ogarnęły czarne, mocne a litościwe ramiona księdza Kani.
Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Lenora.djvu/226
Ta strona została przepisana.