Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Lenora.djvu/332

Ta strona została przepisana.



7.
NA GŁÓWNYM PRZEWOZOWYM

Uniesiona ku górze klatka jęła zjeżdżać powoli. Srebrne światło dnia wsiąkło w szyb. Oświecone karbidówką mokre dno windy objął cień połyskliwy.
Coeur machinalnie nadsłuchiwał: głuchy klask lin, tłuste mlaskotanie smarów, posuwisty szum dębowych kierowników raz po raz zalewała wilgotnym dźwiękiem woda perląca się pomiędzy kamienną cembrowiną.
Minęli już dwa poziomy upstrzone światłem elektrycznym.
Poziom trzeci!
Coeur sam otworzył bigle klatki. Gdy ukazał swą twarz sygnaliście podszybia, chłopak w łachmanach górniczych zatoczył się nieomal. Dyrektor zjeżdżał na dół rzadko. Raz na pół roku, raz na rok. Lub jeszcze rzadziej. Niemniej przeto każdy z górników poznałby go w jednym błysku sekundy wszędzie i zawsze.