Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/134

Ta strona została przepisana.

Zważywszy jednak dane okoliczności wiedziała Stanisława, że to nie sprawa powietrza, a duszy.
Duszy energicznej, zdrowej — rzeczy takich nie wzywała pani Stanisława nigdy na daremno — energicznej, zdrowej duszy Prostkowskich. Przed wojną drukowała pani dyrektorowa zawsze na swym bilecie wizytowym: Stanisława z Prostkowskich Kostryniowa.
Kto wie, ten wie, kto nie wie, niech się dowie.
Kostryń, szlachta o wiele mniejsza, nie chciał mieć tych Prostkowskich na biletach, zwłaszcza po powrocie z Rosji i po wojnie.
Wspomnienie tradycji Prostkowskich, chociażby nawet pobieżne, nikomu nie zwierzone, rano wśród czterech ścian łazienki podczas ciepłej kąpieli przywołane, wzmagało siły, wiarę w samego siebie w dookolnym nieszczęściu.
Zbyt dobrze znała życie kopalniane, tryb rzeczy i wystąpień, by nie przeczuwać właściwych wydarzeń o właściwej porze... W nadkaspijskich kopalniach, gdy męża pobili, tak samo było przecież! A przed wojną tu, w Zagłębiu na „Klarysie“, gdy go taczkami wywozili z kopalni?!
Nigdy jednak dotąd w podobnych chwilach, a chwil takich dostarcza stanowisko dyrektora aż nadto, nie czuła tego, co dziś: wewnętrznej siły wyższej nad wszystko!
Przygotowując dla męża własnoręcznie śniadanie, nakrywając własnoręcznie do stołu, układając przy serwecie gazety (nie śmiała do nich zajrzeć, nie miałaby odwagi przeczytać, co wypisują o wczorajszych zajściach nieuczciwi krzykacze gazeciarscy), miała