Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/139

Ta strona została przepisana.

Trudności, same tylko trudności, brak dozoru, kradzieże, niechęć do pracy tubylców, nieumiejętność.
Dziwił się, że pani dyrektorowa stawia podobne pytania. Jeżeli o to tylko chodziło... Nie domyślała się chyba niczego?... Nikt nie mógł się domyślać. Szyfr otrzymany z Kolonii, drogą zręcznie łamaną, o warunkach Westfalczyków, nie mógł być przez nikogo w fasadzie odszyfrowany... Warunki Westfalczyków były dobre. Podwyżka ofiarowana centrali minimalna. Warunki Westfalczyków były dla Coeur‘a doskonałe! Należało im teraz ułatwić kupno „Erazma“. Coeur wiedział dawno jak...
— Jeżeli ma to panią uspokoić, służę — westchnął łagodnie — każdą informacją. Co się w Osadzie dzieje? To, co wczoraj, na cmentarzu, niezależne jest przecież ode mnie. Nie mniej przeto dostaliście już państwo zaproszenie? Pojutrze u mnie na ten raut, z kwartetem?
Słuchała zawstydzona. Lud nigdy nie znał w niczym miary. Bitki, awantury! Zapomniała całkowicie o długotrwałych pertraktacjach, zerwanej Umowie, nieustępliwości w sprawie podwyżki. Słuchała falsetu Coeura przymknąwszy powieki, z tkliwym, rzewnym uśmiechem nadziei.
Nie trzeba mu było jednak dawać do poznania, że się uspokoiła. Wręcz przeciwnie: na twarzy pani Stanisławy malowały się żal i oburzenie, że robotnicy kłócą się tu i biją, niepotrzebnie martwią zwierzchność, zamiast pilnie pracować.
Żal ów pomnażał jej światło wewnętrzne, które