Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/145

Ta strona została przepisana.

Przypomniało się jej dopiero teraz, że przecież nie poczynała żadnych zabiegów kobiecej ostrożności. Dlatego zerwała się z łóżka. Jakież to mają być owe zabiegi? Nie wiedziała nic o tym. Pamiętała tylko z rozmów z mężem, że Knote trudni się tymi sprawami i że dziewczęta kopalniane, które w porę „o tym“ nie pomyślą, mrą jak muchy.
Pani Stanisława trwała na środku sypialni szczękając z przerażenia zębami. Zdało się jej, że już czuje jak w głąb jej istnienia wkrada się nienawistne życie dyrektora Coeura. O ileż był straszniejszy od Kostrynia. Pierwszy to raz od tylu lat wspólnego pożycia myślała o Feliksie z wdzięcznością. Feliks uważny, roztropny! Biedny, zacny Feliks...
Kiedy go bili w nadkaspijskich kopalniach, była przy nim. Patrzyła przecież z okna. Ocierała mu później łzy, dodawała otuchy. Czemuż to on jej teraz otuchy nie doda, nie otrze łez? Przerażona tą myślą, że mąż mógłby się dowiedzieć o tym co zaszło, przekradła się po cichu do łazienki i tu, drzwi na klucz zamknąwszy, poddała się zimnym ablucjom. Pełna mroźnej wody, kapiąca łzami na posiniaczone piersi i uda, doszła do przekonania, że jeżeliby miała zajść w ciążę, to się raczej zabije.
Samobójstwo! Bo któż tu co poradzi?! Jej spowiednik, kanonik? Wróciwszy do sypialni długo rozmyślała o tym w łóżku. Odezwało się w pani Stanisławie pochodzenie: Prostkowscy. Z Prostkowskich Kostryniowa. Nie, nie, kanonik nigdy. Żadna z Prostkowskich nie załatwia spraw takich z Panem Bogiem za pośrednictwem obcego mężczyzny. Lepiej um-