Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/147

Ta strona została przepisana.

Wówczas zaś pani Stanisława daje tajemny znak, uśmiecha się boleśnie i zagaduje — od tylu lat znamy się, jak siostry prawie, i przyzywa masażystkę, by usiadła w pobliżu.
Więc Knote siada na krawędzi łóżka, brzeg atłasowej kołdry rozważnie odsunąwszy. Wtedy zaś pani Stanisława ogarnia potłuczonym ramieniem masażystkę i szepce do ucha: — Musisz nam coś zaradzić, bo się nam przydarzył niedobry wypadek małżeński, ale nie chciałabym, by się Feliks dowiedział, żem się do ciebie zwracała.
Wtedy zaś pani Knote, i cóż ją tknęło? Przekora, czy przeczucie, czy też rutyna, że niby zawsze w takich oto wypadkach zwierzeń, od lat wypróbowana, czy też tylko pochlebstwo skoro już na to zejdzie, do każdej kobiety mężczyźni, jak do miodu, i nie jeden, ma się rozumieć, a zaraz w kilku wydzierają sobie... Więc pani Knote powiada: — A jeśli to wypadek nie małżeński?
Wtedy zaś Kostryniowa: — A jaki Knociu, jeżeli nie małżeński? — I w śmiech. I już poniekąd pewna owej pomocy, śmiechy, przekomarzanki, a Knote patrzy uważnie na wypieki pani dyrektorowej, a pani dyrektorowa dalej śmiechy i żarty, że kto? Że co?! Że — Knociu wstydu nie masz i Boga się nie boisz.
Wtedy zaś Knote tak sobie w lekkich żartach, patrząc ciągle swym nowym wzrokiem, który jakby nie widział a tylko dotykał obojętnie, powiada: — Nie pan Skierski?... Nie pan Falkiewicz, hi-hi-hi! Nie pan dyrektor Coeur —