Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/167

Ta strona została przepisana.

zostaje na dole od czternastej do godziny dwudziestej) drugiej. Nikt nie odważy się powiedzieć, że zachowaniem się swoim zmiana ta jakieś zbrodnicze zamiary okazała.
Cisnęli się do szybu, prawda. Lecz cisnęli się przecież nie w nadziei katastrofy, a posłuszni zasadzie przedstrejkowej na wszystkich kopalniach świata, podczas poruchów klasy robotniczej: szyb główna twierdza górnicza! Kto włada szybem w takie dnie, włada całym ruchem kopalni.
Na szybie, na nadszybiu, na obydwu poziomach nadszybia, wedle krat, wiadomo to każdemu, wedle tych krat w pobladłych słupach pary, w mdłościach spracowanego powietrza przelatuje zawsze najskuteczniej każda nowa wiadomość.
W dnie naprężenia przychodzili tu nawet różni, co nigdy na nadszybiu nie bywali. Nazwy i słowa właściwego nie ma dla nich, gdyż to są ludzie mniej znaczący, niż nic. Co tu zbierają i czego się czepiają, nie wiadomo. Kobiety i mężczyźni, stare to, słabe, przemarznięte, odziane w szmaty.
Każdy portier kopalniany wypędza tę biedotę, na kopalnię nie wpuszcza, lecz ludzie takowi nie podpadają pod punkty bezrobotnych, a są to dawni górnicy, robotnicy doszczętnie już zlikwidowani, różne Szymczyki, starość i nędza, niepotrzebna i głucha. Jeżeli w takie dnie podobni ludzie pchali się w stronę szybu jawnie, to cóż dopiero mówić o innych, na kopalni zatrudnionych prawdziwie? Dyżurny sztygar z powierzchni widział to, ale nie śmiał przeganiać nikogo.