Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/169

Ta strona została przepisana.

wiązku, umrzeć nawet bezkarnie nie może, lecz tylko w kleszczach policji kapitału. Mówił to nędzną postać Supernaka biorąc słowom za świadka. Duś był najszczerzej za tym, by akcją kierować żywiołowo.
Rozpocząć zaraz, od dziś, wielki strejk na „Erazmie“. Za „Erazmem“ pójdą ochotnie „Paryż“, „Irena“, „Flora“, pokłady płytkie, głębokie, wszystkie inne. Ludzie musieli hamować sygnalistę, tak bardzo widział wszystkie sprawy solidarności robotniczej na różowo.
Widział to szczerze. Duś Jan, sygnalista „Erazma“, czuł ową solidarność spojrzeniem, krwią i każdym włóknem ciała, pomimo wszystkich rozłamów, Drążków, związków i różnych innych sekretarzy! Tak się urodził i tak czuł solidarność towarzyszy stąd, aż po wszystkie krańce pracy ludzkiej na ziemi.
Dlatego też w gromadzie górników pod starą poharataną windą sejmujących, gdy go Martyzel ruchem dłoni pomiernym wstrzymał nieco w spiskującej wymowie, sygnalista zasyczał niby blacha rozparzona pod działaniem kropel wody.
Starszy górnik Martyzel wobec własnej przemowy na pogrzebie Supernaczki nie mógł znieść widoku Supernaka. Widoku Supernaka nie mógł znieść już nawet nie o żonę, nie o tę sprawę z powodu podejrzenia o prowokację, ale wiedziony przedziwnym jakimś niepokojem.
Nareszcie zjawili się sztygarzy, rozdzielili ludzi na pola, na pochylnie, stąd każdy ze swoimi w swą drogę, pod obchodem dozorców, Martyzel jako starszy górnik ze swoimi, więc w pięciu: starszy górnik, po-