Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/187

Ta strona została przepisana.

nawskos od niego cały kompleks pochylni A, chodniki piąty, szósty, siódmy, ósmy, przecięte czarną punktacją, wpuszczoną wpoprzek rysunku, z napisem — WYCHÓD POKŁADU NADREDEN.
Przy wylocie ósmego chodnika obok karminowego trapezu starych ogni, w górę przecinka wentylacyjna, zastawiona w okolicy szybu wywozowego na planie kreseczkami głuchej tamy regulacyjnej. Z boku napisy: WYCHÓD II-GO POKŁADU NADREDEN I SZYB ERAZM.
Kostryń rozróżniał w myśli wszystkie linie planu, natomiast sensu tych linij nie rozumiał.
Wysiadł nie przed samym gmachem Zarządu, więcej na prawo: przed klombikiem ośnieżonym, nieco bliżej kotłowni.
W drzwiach Zarządu, na schodach kamiennych, porządnie ze śniegu omiecionych, stał właśnie zawiadowca „Erazma“. Kostryń nie rozróżniał postaci inżyniera, choć przecież oczy miał doskonałe. Widział tylko twarz, zupełnie białą.
Po bokach Frydrych i Stanek. Bez czapek. Nie zjechali z drużyną ratowniczą, doskonale!
Światło nad szyldem Zarządu oblewało golone przy skórze głowy obu olbrzymów, nadając im lśnienie metalowego połysku.
Idąc po schodach, było ich sześć, zauważył Kostryń, że patrzy na niego zewsząd rozległe, blade audytorium. Dyrektor pochylił się nadmiernie naprzód całą postacią. Jak małe dzieci, gdy z rozbiegu radośnie dopadają starszych. Chciał jak najprędzej dostać się do środka budynku.