Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/211

Ta strona została przepisana.

siostrą. Poprowadził Lenorka za tyły Izby Zbornej, gdzie umieszczone były nazbierane trupy.
Lenora?! Ramiona rozwarła, niby to z przywitaniem, potem zaś, jak to zawsze postrzelona i prędka, w dziwnym omocie westchnień jęła podchodzić bliżej.
Na narach leżał Duś, brat ukochany, dzielny, lecz może to nie on, gdyż nakryty raglanem Mieniewskiego?!... Czy też może to Tadek leżał pod murem, jej Tadek ukochany nad życie, a zaś brat siedział przy nim, dziwnie tylko do Tadka podobny?!
Który jest z dwóch, poznała zaraz w ramionach swego chłopca żywych: że to Tadek stróżuje, a tamten leży już cicho i na wieki.
— Toś ty mu dał ten raglan swój — szeptała, przysiadając tuż obok i gładząc umarłego brata poprzez rękaw piękny i włochaty.
Wszystko miał ów brat, Duś Jan, za swoje w swoim życiu. Patrzył przed siebie w niebo czarne te j nocy twarzą martwą, surową, nieruchomym, miedzianym obliczem pieniądza ludzi biednych.
— Toś ty mu dał ten raglan — szeptała Lenora, spłoszona, blada, z czołem wysoko lśniącym nad ciemnymi oczami.
Tadeusz okrył ją swą kapotą górniczą, tulił tkliwie i głaskał. Ona zaś, dzielna Lenorka, rozpłynęła się w tym objęciu od łez.
— Nie myśl — gniew miotał Tadeuszem — że ja to tak zostawię! Cóż mi śmierć?! Na śmierć od dawna gwiżdżę. Ale gdybyś widziała.... — Opowiadał nieskładnie, jak trwali na podszybiu, drożyli się i ża-