Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/227

Ta strona została przepisana.

sprawą: ba, Kostryń widział przecie, jak Koza taszczył z towarzyszami do poselskiej dorożki Falkiewicza. Kostryń słyszał, tak samo, jak inni, najbliżsi, co Falkiewicz wykrzykiwał przy szybie powietrznym?! Kostryń dobrze chyba rozumiał, że pięść poselska, zamykająca w danej chwili gębę geometry, ratowała dyrektorskie życie?!....
Żono, żono!!! — zachciało się posłowi Drążkowi wrzasnąć na całe mieszkanie. Pomitygował się. Nie trzeba krzyczeć. Cicho. Rzecz przeprowadzić w dyskrecji, zbędną reklamą takiej sprawy nie rozdymać.
Napisał kartę następującą:
W moim gabinecie śpi poszkodowany przy wypadku. Nie budzić. Zamknąłem na klucz, gdyż ma nerwowe wstrząsy.
Złożywszy kartkę w sypialni żony na szklance z wodą, ruszył poseł do przedpokoju, zamknął ostrożnie drzwi i w sieni dopiero westchnął głośno. Mimo, że na duchowe oprawiny po spisaniu zeznania wypili z rozklejonym Falkiewiczem całą butelkę wódki, Drążek czuł się przytomnie. Klatka — schodowa wirowała mu nieco w oczach, ale to detal: wiadomym było nuno wszystko, co dalej czynić.
Urzędować, psiakrew!!! Urzędować nieubłagane do samego końca!
Wraz z klatką schodową wirowały już w marzeniu posła różne przedmioty żałobne, wszelkie ozdoby pogrzebowe, ceremonia nie byle jaka, która musi być wyciągnięta wspaniale, na ostatni guzik, żeby wszystkim w Zagłębiu górniczym oko zbielało.
Poseł skoczył na górę do sekretariatu Związku,