Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/239

Ta strona została przepisana.

cza. — Powąchaj to i melduj się u mnie około ósmej wieczór. Masz czas do pomyślenia, prawda?...
Poseł Drążek wyszedł. Nie obejrzał się, nie splunął nawet poza siebie. Można było dobijać tego targu na miejscu, po co? Niech się Kostryń pomęczy, niech posmakuje trochę.
Normalnie sprawy biorąc mogła kopalnia nic nie płacić, funkcjonują od tego wszelkie kasy społeczne. Nie należało zatem terroru przeciągać zbyt usilnie. Trzeba dać odpoczynek umysłom, tym bardziej, że nad wieczorem przewożono zmarłych, wszystkich czterdziestu „jedniu“ z „Erazma“ do Szkoły Sztygarów.
Ceremonię tę powierzył poseł Drążek Kozie: — Masz, rób i pokaż się, i niech cię widzą, zapamiętają, zaskarbisz sobie ludzi jak nigdy, zobaczysz!
Koza załatwiał ceremonię lokalną, Drążek zaś wszystko, co się tyczy z władzami, oraz wszelakie kondolencje, oraz co się już tyczy wielkiej ceremonii pogrzebu.
Wariat wykrzykujący na dole, iż chce się dostać do Miechowa, okazał się zbyteczny. Wspaniały obrót katastrofy przybrał tak wielki rozmach pośród ludności, że nie potrzeba było innej propagandy.
Poseł Drążek zlikwidował szaleńca przekazując go co rychlej magistratowi. W izdebce po wariacie założył biuro informacyjne dla rozmaitych delegacyj przybywających względem pogrzebu.
Jak się odbędzie wszystko, kiedy, w jakiej porze, czy w odpowiednim porządku?! Informował, uspokajał, oświecał, dał się męczyć do woli, ale w pew-