posła Drążka i łapy! Wielkie, czerwone łapy schwyciły dyrektora, wciągnęły do środka w półmrok przedpokoju, stąd dalej, przez pokoje.
— Gadaj, stary trutniu, puszczaj tu zaraz farbę, albo jutro jestem w sądzie z materiałami, które wycyckałem z Falkiewicza.
Kostryń wykręcał się, aż przyduszony do oparcia kanapy wyjąkał wszystko...
Cały swój plan kłamliwy:
Przebitka, rzecz normalna. Pożar właściwy powstał tylko z tego powodu, że pierwsza drużyna, która zginęła cała na ósmym chodniku, lała wodę na ogień, dzięki temu zaś para wodna, oczywiście, zwiększyła proces spalania się węgla. Oto właściwa przyczyna ognia, zwykła nieumiejętność, poza tym nader późno przedsięwzięte środki ratownicze przez zawiadowcę... Wszystko razem nie ma nic wspólnego z planami kopalni...
Potężne łapy posła Drążka nie wypuściły jeszcze karku dyrektora.
— Zgadzam się — jęknął wreszcie dyrektor — na dziesięcioprocentową zwyżkę stawek. Przeprowadzimy...
Drążek puścił Kostrynia, wskazał mu boczne drzwi i rzekł: — Możesz iść teraz do Falkiewicza.
Gdy Kostryń wszedł do geometry, Drążek przyskoczył do dziurki od klucza.
To co zobaczył, choć się chwalił nerwami jak postronki, nawet na owych postronkach ważyło!...
Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/246
Ta strona została przepisana.