Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/263

Ta strona została przepisana.

kim szczęściu, pilnie wyglądanym: jakiego ześle teraz Towarzystwo nowego dyrektora, Francuza, jak proces poprowadzi od siebie Urząd Górniczy, jaką teraz okaże znów postawę Kostryń?...
Portier Supernak — że teraz „Erazm“ stanie na miesiące, nie jeden i nie dwa, czyli, że bezrobocie powiększy się i nic tu nie pomogą komitety pod wodzą pani dyrektorowej Kostryń, wobec czego należy ogon podwinąć pod siebie z wszystkimi żądaniami klasy robotniczej. Powiedział i jak wszystko, co tu dziś mówił przed tym, skierowane było do Martyzelki. Niby, że nic, a przecie wszystko. Od przełykania śliny, od tego swego trzasku suchego w grdyce do każdego spojrzenia wszystko ku świeżej wdowie obrócone.
Martyzelowa miała już dawno dosyć wszystkich rozmów. Wyszła z izby, spojrzała oknem do własnego mieszkania, jak tam gęsto i gwarno, i dymno, jak tam wrzeszczą! Takie to jest mieszkanie jej: gromada obcych ludzi, którzy tam przepijają za obce pieniądze.
Nogi ją same niosły przed się, gdyż myślami była już tam od dawna na upragnionym miejscu.
Zaczęła biec. Z ulicy Błotnej wypadła między popielate śniegi, na torach za stacją. Stąd przez wał kolejowy i znów polami a potem będą hałdy, potem zaś małe, czworogranne okna izby pod Opatrznością.
Po dniu suchym, słonecznym, przez otchłanie mglistego wieczora ścigał się wiatr, piszczał w rudawym gąszczu i przepadał aż hen, wysoko, pod szczerbionym księżycem. Nisko zaś ten sam wiatr w szczelinach zmarzniętych syczał sucho i twardo.