Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/284

Ta strona została przepisana.

Lenora Duś zakryła sobie twarz owymi dziecinnymi trzewikami, wydawszy przy tym okrzyk żałosny: — Nie jestem prostytutką, wcale!!
Skoczyły inne kobiety, a już od tyłu z bocznego wejścia wchodzili policjanci.
Przez całą salę rozruch leciał, to też, gdy o tym później na sądzie wspominali, zdania się podzieliły. Jedni, że było tak, drudzy, że było owak.
Gdy inne robotnice przyskoczyły do Kostryniównej a Lenora pozostawała jeszcze z twarzą bucikami dziecinnymi przesłoniętą, śmiertelnie zawstydzona, wtedy to padł strzał pierwszy.
Strzelała Kostryniówna, zasobna córka Kapitału, widzieli ją, tę damę piękną, prawdziwy szatan żeński, widzieli, jak wyciągnęła rękę, widzieli błysk ognisty z niklowego browninga u końca zaciśniętej dłoni.
Zachwiała się Lenora wystrzałem ugodzona. Wtedy zaś drugi strzał nastąpił.
Strzelać w ciasnocie, pośród tylorga dzieci, więc jakże strzelał Mieniewski, skoro broni do oka nie przykładał? Z kieszeni strzelał przez sukno, czy też jak?!
Strzelił do Kostryniównej, poskoczył do Lenory i objął ją ramieniem krzycząc jedno: — Lenora, ach, Lenora!
Tak przeraźliwie krzyknął, że gdy to ludzie później wspominali, zawsze płakali. Dusiówna zwisła na ręku Tadeusza, pochylił się, cały się nad nią sklepił, niby jedyne dla niej na świecie podtrzymanie.
Panna Zuzanna Kostryń złapała się za nogę,