Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/286

Ta strona została przepisana.

małą miejscowość. Kapitał, praca, sejm! Kostryniówna, Mieniewski, lud górniczy wzburzony po pogrzebie i tylu niewinnych ofiar. Żadnych instrukcyj, nie wiadomo po której stronie znajdą się te instrukcje...
Gdybyż to móc odgadnąć! Kapuścik za wiele miał praktyki, by tajemnicę ewentualnej stronniczości władzy chciał odgadywać rozumem. Praktyka ukazywała w splocie zagęszczonych wypadków jedno całkiem niezbicie: urzędować! To pewne. Niech każdą chwilę wypadków wypełni aż po brzegi urzędowanie. Co z tego wyniknie, to się później okaże, zawsze jednak okaże się, że władza urzędowała czujnie.
Czujnie! — Kapuścik rozejrzał się po sali. Była pusta.. Ciemne, dymne powietrze wpadało przez wybite okna, po podłodze walały się swetry, trzewiki, metalowe puszki konserw. W jednym kącie zwłoki kobiety. Jak padła, tak leżała z parą bucików dziecinnych w ręku. A może żywa? Nie leżałaby przecież tak długo bez ruchu.
Należy stwierdzić zgon.
Kapuścik zerwał się, przebiegł salę i wychylił się z okna. Ulica Przemysłowa była już uprzątnięta. Wszystkie dojścia do magistratu na odległość kilkuset metrów zamknięte przez policję.
Pod podjazdem magistratu stała karetka więzienna. Znane Kapuścikowi konie, bułanki, machały złotymi ogonami przez śnieg. Nie widać było znad podjazdu kogo żołnierze policyjni ładują do wozu. Kapuścik rozpoznawał wedle słuchu. Ładowali normalnie.
Powrócił na swe miejsce, musiał przeczekać, aż