Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/288

Ta strona została przepisana.

swemu zastępcy i magistracką bryczką w jednego konia kazał się wieźć co prędzej do więzienia. Ba, musiał wiedzieć, czy odwieźli tam „szczęśliwie“ Mieniewskiego oraz jakie kobiety są zatrzymane. Czy będzie można liczyć na ten materiał?
Więzienie leżało za miastem, niezbyt daleko za torem kolejowym, po stronie sławnego dziś Zielonego, pochodzi stamtąd Kania i Szymczyk, stamtąd ów Duś i większość poległych na „Erazmie“.
Dojazd tu był fatalny z przyczyny wód zalewających miejscowość ustawicznie. Huta „Katarzyna“ wylewała te wody i nie było na to rady.
Z naczelnikiem więzienia przywitali się w kancelarii więziennej, pod pięknym zielonym abażurem.
— Za dużo mi roboty dajecie! — krzyczał ów wierny, praworządny pijak — ja już pękam!
Kapuścik machnął ręką. Palce mu drżały ze zdenerwowania.
Zadrzeć z starym leaderem, to być zmiecionym z powierzchni Zagłębia węglowego, w najlepszym razie przeniesienie na kresy. Mołodeczno, Wilejka, maksymum jedna, dwie prostytutki w mieście, gdy tu o pół godziny Katowice!
Z drugiej strony, cóż może ofiarować taki Kostryń, bez Coeura?! Jakie poparcie?! Żadne!
Kapuścik wiedział jednak śpiesząc do rozmównicy telefonicznej, iż meldunkowi swemu do starostwa nada właśnie kierunek, powzięty podczas akcji w magistracie: Przeciw Mieniewskim, pro Kostrynie! Tak już chyba wisiało w powietrzu Osady, iż władza musi zawsze pokrywać się dyrekcją. Wróciwszy z rozmów-