Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/292

Ta strona została przepisana.

— Broń Boże! Rozumiem, młodość ma swoje prawa, rzeczy serca wymagają pomyślenia, rozwagi i refleksji!
Głaskał Kapuścika po naszywce rękawa, przesuwał i oddalał.
Kapuścik wywinął się, tknął palcem w klapę dyrektorskiego kaftana: — Ja nic nie mówię, panie dyrektorze, wszystko spada tak nagle!
Zaśmiali się dyskretnie, nie patrząc sobie w oczy.
— Ja nic nie mówię w sprawie serca. Ale w tej? To jest co do zabitej robotnicy. Ustalone nazwisko nawet: Eleonora Duś.
Kostryń zatkał sobie uszy, zamknął oczy.
Kapuścik ręce te dobrotliwie od uszu odsunął mówiąc: — W sprawie zabójstwa, musimy mieć pokrycie, nadzwyczajnie solidne, panie dyrektorze. Skoro pan dawał pieniądze synowi, czy nie znalazłoby to pokrycia w osobie pana posła Mieniewskiego?
Kostryń skulił się, Kapuścik mówił dalej.
— Trzeba telegrafować, sprowadzić pana posła i sprawę całą ustalić prywatnie. Niechby Mieniewski wpłynął z swojej strony na syna w duchu pojednawczym, co do samej kolejności strzałów. To przecie prawie drobiazg. Rzecz właściwa pozostanie ta sama, syna i tak uwolnią. Były żołnierz. Bohater, nic dziwnego, gdy się okaże, że to on strzelił pierwszy. Inne atuty? Ma pan je w ręku: nie tylko ten kwitek na sto dolarów. Ów nieszczęśliwy projekt wynalazków można uznać za świadomie wymyślony pozór, znaleźć można komunizm: rzecz dla naszego leadera