Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/302

Ta strona została przepisana.

szczęśliwa jestem, że strzelał do mnie, i że żałuję, że mnie nie zabił.
Knote wstała: — Nie jestem, panno Zuzanno — rzekła stanowczo — już więcej tą kobietą, co dawniej. Nie chcę znać więcej pani ojca, skoro pani uważa, że go znałam, tak, jak to pani uważa... Wpływu na niego żadnego już nie szukam. — Pochyliła się nad poduszkami i wpatrzona w zdumione oczy Kostryniównej: — A za tamtego, dyrektora, Francuza, pomodliłaś się aby?! Za tamtego zgorzelca? Za trupa?!!
Tak, tak, tak! Na Gomorę jest kara nawet w Osadzie Górniczej. Jest kara, jest! Nie oglądając się za siebie masażystka wyszła stąd prosto do salonu. Czekali tam na nią oboje małżonkowie. Podbiegli, jak do lekarza, który wraca od łoża ciężko chorej, by ogłosić diagnozę.
Knote nic nie ogłosiła. Spojrzała miłosiernie na panią Stanisławę i rzekła wymijająco: — Panna Zuzanna zwierzyła mi swą sprawę, ale zobowiązała mnie, że mogę tę sprawę powiedzieć tylko panu dyrektorowi.
Nic dziwnego, że Stanisława usłyszawszy te słowa rzuciła się naprzód wołając: — Chyba ja, jako matka!
Nic w tym nie ma dziwnego, jak nic dziwnego nie było, że Knote w tymże samym salonie marzyła ongiś zostać duchową siostrą żony męża, czyli Kostrynia. Ale czasy zmieniają się z nieubłaganą siłą. To, jedno chyba może się tu wydawać dziwnym.
— Zobowiązałam się do takiego załatwienia