Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/307

Ta strona została przepisana.

Odniosłem jednak wrażenie, że Knote dostała lekkiego pomieszania zmysłów.
Knote mogła była ostatecznie dostać przelotnego fioła?... Należy — ustalił Kostryń w samym sobie — zaskoczyć żonę, dowiedzieć się wszystkiego nagle, wyrwać to niepodzianie.
— Ma swoich przejść nie mało — rzekła pani Stanisława. Po dłuższej pauzie: — Więc o czym mówiliście? Dość mam waszych tajemnic. Jako matka mam chyba prawo...
Jako kto? Nie przypuszczał nigdy Kostryń, że tu właśnie w swoim własnym domu, jego własna żona, matka jego własnej córki użyciem zwyczajnego słowa „matka“ sprawi, że to będzie nie do zniesienia. Że... wstał, wymówił się telefonami, zasiadł na dłużej u siebie w gabinecie. Przewracał papiery, zjadł z żoną obiad, obficiej niż zazwyczaj bryzgając łezkami, wrócił do swego pokoju i tu już nic nie robił.
Czekał. Wiedział, że żona musi przyjść, nie wytrzyma przecież. Od Zuzy nie dowie się niczego. Przyjdzie tu sama, musi przyjść, dowiedzieć się o swoją córkę, o swoje dziecko. A wtedy on... Nie wiedział jak, ale ufał sobie, że ją zadręczy.
Ziewał i liczył kwadranse. Potem podzielił już sobie czekanie na pięciominutowe okresy... Potem liczył poszczególne minuty. Aż nareszcie usłyszał kroki żonine w korytarzu. Ledwie zdążył wyrwać kontakt telefoniczny ze ściany, by nie przerwano im rozmowy. Wraz z naciśniętą przez panią Stanisławę klamką puścił pełne światło w pokoju.
Pani Stanisława, gniewna, wzburzona, niespo-