Przywitaniem nie było końca. Leader uśmierzał je jak mógł.
Poseł Drążek w zielonym fartuchu, jakiego używają pomocnicy handlowi w zakładach gastronomicznych przy wyszynku piwa, zbudził cały dom, „zmobilizował“ żonę, skrzyczał kuchtę, chciał budzić dzieci, rozpoczął wielkie uprzątanie ze stołu, zastawionego gąsiorami nalewek.
Z wielkim trudem opanował leader nareszcie jako tako sytuację.
Pani Drążkowa odeszła: długo jeszcze, dla większej puszystości, waliła dłońmi poduszki, obok w sąsiednim pokoju.
Drążek otrzymał od leadera formalny rozkaz dalszego przelewania wódek.
— Nie pali się, kochany towarzyszu — mówił leader — możemy sobie rozmawiać i może pan doskonale przy tym filtrować te napoje.
Oto, co znaczy leader: ni z tego ni z owego użyje nagle słowa „napoje“ i czujesz się od razu odsądzonym, na dystans diabli wiedzą jaki.
Poseł Drążek, choć za pomocą jednego słowa odsądzony na dystans, nie czuł już jednak tak pobożnego strachu przed posłem Mieniewskim jak dawniej.
Składało się na to dużo realnych powodów: sprawa syna! Niech sobie ludzie mówią, co chcą — różne tam były cierpienia różnych ofiarników za klasę robotniczą — więzienie jednak zawsze pozostanie więzieniem. Porządni ludzie nie zwykli w nim siadywać, sprawa wyraźna nie jest i zawsze cień zostawia na człowieku.
Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/322
Ta strona została przepisana.