Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/325

Ta strona została przepisana.

chrzęst tej postaci odznacza się przedziwnym czarem?!
Jakże tu nie podlecieć do telefonu, gdy w przedpołudniowej godzinie leader ów raczył szukać telefonu. Koza podniósł się, burknął coś, ale telefonu nie wskazał. Wytrzyma za murami partii i to nie tylko partii, za murami okręgu! Koza trząsł się, gdy pan towarzysz leader we własnej swej osobie tracił telefoniczne połączenia. Gdy tenże leader wyrzucił ostatecznie z parlamentarnej piersi piękną, zgrymaszoną przyśpiewką:
— Pan porucznik Kapuścik?
Sekretarz Koza trząsł się febrycznie! Listy mu szeleściły w bocznej kieszeni marynarki. Biedne listy, pisane znów od wczoraj, nie prawda! Od przedwczoraj — na wieść o postrzale panny Zuzanny Kostryń, pisane do niej właśnie!
Szeleściły przy każdym pochyleniu się nad biurkiem, tworzone prozą, wierszem a podpisane niezmiennie: Biedne zwierzę domowe.
Nie będą już wysłane, tu pozostaną, za murami tej partii. Na dowód tego dokonał Koza rzeczy rozpaczliwej w pewnym sensie nadludzkiej: gdy poseł Mieniewski powstał od telefonu, by wyruszyć na miasto, Koza głowy nie podniósł nawet znad papierów.
Wyszli we dwóch, poseł Mieniewski i Drążek. Pogoda była zła. Suchy wiatr, tnący kurzem, żwirem, miałem węglowym prosto w oczy. Na szczęście, niedaleko. Sąd Pokoju mieści się też na Przemysłowej w jednopiętrowym, niepokaźnym domu.
Leader odprawił posła Drążka w drzwiach sieni.