Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/333

Ta strona została przepisana.

by amfiteatr bezmierny, nabity aż po brzegi ludem robotniczym, na galerii zaś, w głębi, pośród zziajanego tłumu, syn z twarzą w ryj obrzękły wyciągnioną...
Leader padł na poduszki, gdy oto bystre ciepło tchnęło mu w twarz.
To Buruś!
Pan Mieniewski przyciągnął psa, przyłożył utrudzoną głowę do brudnej sierści kundla i płacząc cierpkim płaczem starości powtarzał prosto między ciekawe, bystre ślepia drżącego zwierzęcia:
— Uczyć się nam od ciebie, Buruś... Buruś!...

KONIEC.