zgubić. Że gdybyś chociaż za same tylko ogony połapać chciał, toby ci się już od ogonów tych ręce przetarły do krwi.
Rasiński pierwszego dnia nic nie robił. Poszedł z żoną do łazienek.
Chodzili w chrzęszczących zalewach liści u brzegów królewskiego pałacu, co się odbijał w stawach i ciekł głęboko przez wodę. Potem się włóczyli po schodach greckiego teatru.
Wieczorem porządkował bezdenne wnętrze biurka. W owej kochanej ciszy domu, niby przed podróżą daleką, zasłuchany ostatni raz w delikatną równowagę tego oto rodzaju.
Ale od jutra...
Najprzód, — żeby z wojska wyłupać wszystko, co się należy, a czego poprzez obojętne złogi zbiorowego cielska nie wydrzesz inaczej, jeno „psychiczną konwulsją“.
Polegało to na utworzeniu w sobie kilku obsesyj, obłędów, któreby nie przestawały działać. Należało do nich mieszkanie dla biura, telefony, budżet, własna drukarnia, maszyny.
Ścigany przez te obsesje, miotał się między domem, sztabem, ministerstwami, składami wojskowemi — od rana do późnej nocy.
Rozumiał, że w pierwszych chwilach nowego państwa trudno liczyć na unormowany tok czynności. Że główną rolę musi jeszcze wszędzie grać przypadek.
Gonił więc za przypadkami, wystawiał się na ich działanie cierpliwie, niby chory na promienie słoneczne.
Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/131
Ta strona została skorygowana.