Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/137

Ta strona została skorygowana.

z zazdrosną pokorą, by tu spotykać się z miodem pokoleniem literackiem. I siłować się na spojrzenia, na oddech, na rasę, na głupstwo, na wszystko!
Kwaskiewicz raczył pisarza tą zgryzotą hojnie i wytrawnie.
Zaczęli rozmowę od tych świeżych fal słowa, wesoło pluskających w ostatnich utworach.
Księgarz podsunął Rasińskiemu nowy tomik w płóciennej oprawie, z giętką kijanką drukowanego podpisu wpoprzek.
Rasiński wertował stronice, Kwaskiewicz wielbił nowego autora.
— Jako wyraz nowych czasów. U nich niema wojen, ojczyzn, cierpiętnictwa. Na całkiem innej płaszczyźnie... Inaczej, niżeście to sobie wyobrażali dawniej wy!
Kwaskiewicz zasępił się wzniośle. Miał czas. Z tymi nerwowymi ludźmi tylko umieć wyczekać...
Rasiński zaś, przejęty obrzydzeniem, jakiego doznawał zawsze wobec nakładców, uznał nagle, że musi sobie zaskarbić Kwaskiewicza. By, na wszelki wypadek, rosła „tam gdzieś nikczemnie pod ladą“ skąpa wdzięczność wydawcy.
Panie Kwaskiewicz! Pan mi tu o nowem pokoleniu, a ja właśnie od starego, — z udeptanej już płaszczyzny. I nie własne flaki panu pod prasę przynoszę, a rzecz tłustszą... —
Rasiński bowiem szukał drukarni dla swych masowych wydawnictw.
Wysłuchawszy, Kwaskiewicz osiadł w sobie. Zrazu użalił się na położenie kraju. Następnie pomarzył trochę