dzieci. Szyćkie dzieci całego szwiata, — szyćkie armje całego szwiata. Niespodzianka, — wielkie filmy przeciwalkoholowe i przeciwsyfilisowe... Na początek psalm, potem szopka — polish folklore, — wtedy propaganda filmów — i znów psalm.
Rasiński spierał się co do użyteczności takich pokazów na froncie. Tam przecież nie jest człowiek pewien dnia ani godziny.
— Człowiek nie jest pewien, — dął przez dziurawe zęby Pietrzak, — ale każda godzina człowieka musi dążyć zawsze wyżej.
Przeszli do sali pokazów filmowych. Przeniewski wyraził wątpliwości, czy pani Jadzia, jako kobieta może egzystować przy takich obrazach?
— Żadne wstydy, — zakrakał srogo Pietrzak.
Usiadł przy Barczowej, tłumacząc jej z angielskich napisów, tuż nad uchem, kolejność faz nieszczęśliwego nałogu.
Rozwidlony promień prożektora brał w lotne szczypce okres długiej historji za okresem. Jadzia mrużyła oczy, siedzieli bowiem za blisko. Uchylała się wbok przed objaśnieniami Pietrzaka, które łaskotały ją nieznośne w ucho.
Historja nieopatrznego młodzieńca, zarażonego luesem, miała się już ku końcowi. Dziecko jego przyszło na świat martwe!
Nareszcie, wpisany w koło białego światła ukazał się sam denat z opuchniętemi oczyma, z twarzą, pokrytą mnóstwem ropiejących wulkanów, z wgniecionym nosem.
Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/143
Ta strona została skorygowana.