Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/148

Ta strona została skorygowana.

nela, kakao — to kakao. Ale meble to nie jest wcale polish folklore.
Głupi, bogaty chamuś nie będzie wcale głupi, — cieszył się Pietrzak, witając uroczyście i tych od Barcza, i tych od Krywulta.
Przyjeżdżali z paniami na oficjalne otwarcie misji.
W korytarzu wielkiej willi, przerobionej na misję, oddawał gości swemu zwierzchnikowi o obliczu Indjanina. Ten ciągnął ich dalej, między stoły czytelni i do biurek, gdzie jest papier, abyś napisał do matki, ojca, brata, i do gier, gdzie jest wielka zabawa, a nikt nic nie traci, i do przyrządów gimnastycznych, gdzie będą zdrowe muskuły, wreszcie do miejsca, gdzie jest bufet.
— Wielkie polepszenie człowieka, — śmiał się Pietrzak do Pycia.
Oddawał już kilka razy w ciągu dzisiejszego wieczora tę małą wesz naczelnemu Indjaninowi, i infirmerkom w niebieskich fartuszkach, i paniom katolickim i paniom postępowym.
Lecz Pyć ciągle powracał.
— Pewno, że polepszenie, — cedził major z wysokich schodów, ku ciżbie stłoczonej przy bufecie, — każdemu lepiej, jak wpuści do żołądka za darmo parę kubków kakao.
— Tu niema za darmo, ani za pieniądze, — sprzeciwiał się Pietrzak, — tu jest tylko człowiek dla człowieka.
Pyć wzruszył suchemi ramionami. — Człowiek dla człowieka? Gdzieś pan to widział?
— Tu widzę... I panie katolickie i panie postępowe. I byłby pan generał Barcz i jest pan intendent Wilde.