Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/153

Ta strona została skorygowana.

lustra, czeczotki, jakich świat nie widział, to, panie, skarby — te zabytki! Każda kulturna strona zabytkiem stoi. A tych kresów bez końca, a naszego brata wszędzie tam pełno!
Zdaniem Drwęskiej — wspierało to także sam wywiad. Wobec Wildego, od którego można się było tak wiele dowiedzieć, musiała też ostatecznie rozporządzać czemś więcej, niż swem — „świątecznem ciastem“.
Ale Rasiński nie rozumiał!
Szantażować Rasińską małym incydentem „bohaterskiego powrotu“ z pod Przemyśla nie warto było. Drwęska pojęła to już po pierwszej wizycie. Za wiele było wśród tego małżeństwa harmonji. Z rozmów jednak, z wielu ciepłych przytułeczków, rozmieszczonych po mieszkaniu, wnioskowała, że — mimo wszystko — szuka się tu ubogiego bodaj zbytku, wytworniejszej linji... I że Rasińska niecierpliwi się w ciężkich warunkach pracy męża...
To też, gdy wspólnie pod złotym abażurem przelewały w palcach jedwab francuskiej konfekcji... — Bo przy tym swoim patrjocie prasowym nie wie pani nawet pewno, co się dziś nosi... — Drwęska postanowiła wymierzyć cios, który nigdy jej dotąd nie zawiódł.
Ze strojów przeszły na życie towarzyskie, zdławione, niestety, w ucisku przesądów. Po kolacji, o zamiłowaniach, sztuce, przez każdego człowieka dla wytchnienia uprawianej.
— Ja uprawiam taniec, — oznajmiła Drwęska. — Nie ten baletowy, bezmyślny, lecz klasyczny Izadory Duncan.